ul. Zamkowa 5, 42-600 Tarnowskie Góry
32 / 285 41 60
32 / 285 41 60 wew. 99

Dyskusyjny Klub Książki: „Morfina” Szczepana Twardocha

„Morfina” Szczepana Twardocha to książka, o której dobrze się rozmawia (co nie oznacza, że trzeba dobrze o niej mówić). Jej analiza i interpretacja może odbywać się na różnych płaszczyznach; każdy może z niej coś wyciągnąć i przeżuć to na swój sposób. „Morfiną” można się odurzyć, może też podziałać jako środek wymiotny. Nietrudno się domyślić, że taka książka wywoła ożywioną dyskusję w trakcie spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki.

Bohaterem powieści jest Konstanty Willemann, syn niemieckiego oficera i spolszczonej Ślązaczki; człowiek rozbity i zagubiony, zdolny do szlachetnych czynów i okropnych zbrodni. Czytając książkę, ciągle go oceniamy. Ale wystawienie ostatecznej oceny, o co pokusili się uczestnicy spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki, nie jest wcale łatwe.

Konstanty Willemann to kobieciarz, bon vivant i morfinista.  Do tego mąż i ojciec. Beztroskie życie przerywa mu jednak wybuch drugiej wojny światowej. Próba powrotu do dawnego życia w okupowanej Warszawie nie może się udać. I choć po przegranej kampanii wrześniowej nie planuje angażować się w dalszą walkę, zostaje wciągnięty w działalność konspiracyjną.

Willemanna trudno lubić. Ale czy jest złym człowiekiem? Z jednej strony zdradza swoją żonę, odurza się morfiną, wysyła swojego podwładnego na pewną śmierć, a w końcu i własnoręcznie dopuszcza się okrutnego morderstwa. Z drugiej strony – jak stwierdził jeden z uczestników spotkania – takie były czasy i nie należy oceniać jego ekscesów z dzisiejszej perspektywy. W dodatku walczył za Polskę, zamordował z przymusu, by wypełnić swoją misję, a także zaangażował się w działalność konspiracyjną. Ponadto usprawiedliwić bohatera może też jego pochodzenie i wychowanie. Prawie do końca swoich dni jest pod ogromnym, obezwładniającym wpływem matki, która jeśli nie psychicznie, to za pomocą pieniędzy uzależnia swoje dziecko i kreuje jego życie.

Postać stworzona przez Twardocha ma rozszczepioną osobowość, mamy jakby do czynienia z różnymi postaciami; sam bohater nie wie, kim tak naprawdę jest. Działa jakby bezwolnie, kierowany przez innych lub działający pod wpływem chwili. Nikim nie potrafi być naprawdę i z przekonania, ani mężem, ani konspiratorem, ani nawet morfinistą (potrafi żyć bez używki). Dopiero poznanie Dzidzi, kobiety działającej w konspiracji, i wspólna z nią podróż do Budapesztu zmienia bohatera. Wtedy staje się mężczyzną, zaczyna podejmować świadomie i samodzielnie decyzje, później ostatni raz spędza noc z kochanką, ostatni raz bierze morfinę, uzyskuje nadzieję, że żona mu wybaczy i… kończy swój żywot. Być może, w jakimś stopniu, pogodzony z życiem i szczęśliwy. Wie już, kim jest. Jest Konstantym Willemanem, człowiekiem ani dobrym, ani złym.

Rozważania na temat samej postaci zdominowały spotkanie. Jednak przy omawianiu tej książki nie można ominąć takich kwestii jak sposób narracji (i pytania: kim jest ten dodatkowy narrator – kobieta-duch, podążająca za bohaterem?) i sposób kreowania przedstawionej rzeczywistości. Choćbyśmy byli zagorzałymi przeciwnikami tej książki, to chyba nikt nie odmówi Twardochowi talentu i erudycji. Widać jego kunszt choćby w sposobie przedstawiania międzywojennej Warszawy czy w opisach węgierskich potraw. Niemal czujemy smak tego, co je bohater.

Choćbyśmy dyskutowali na temat „Morfiny” wiele godzin, to pewnie nie uzyskalibyśmy jednoznacznych odpowiedzi na wiele pytań, które rodzi ta książka. Nie uzgodnilibyśmy też jednej oceny bohatera. I dobrze. „Morfina” to książka nietuzinkowa, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że wybitna, choć oczywiście przeciwników znajdzie zawsze wielu. Z całą pewnością mogłaby być tematem niejednego spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki.

Krzysztof Nocoń